Aktualności

10 lat CITY TRAIL!

10 lat CITY TRAIL!

Dokładnie dzisiaj - 9 stycznia 2020 roku mija 10 lat od pierwszego biegu Grand Prix Poznania w Biegach Przełajowych. Nie będzie przesady nazywając tamto wydarzenie również pierwszym biegiem CITY TRAIL. Przez dekadę dwukrotnie zmieniła się nazwa, kształt i rozmiar naszego przedsięwzięcia. Nie zmienił się natomiast dystans, idea rozgrywania biegów w naturalnych warunkach, formuła grand prix i przede wszystkim trzon sztabu organizacyjnego.

Autor tekstu: Łukasz Panfil
Autorzy zdjęć: dobrzy ludzie, którym dziękujemy za te wspaniałe pamiątki!

Chciałem napisać, że dziś CITY TRAIL to biegowy kombinat. Pod względem skali owszem, ale słowo to kojarzy się jakoś bezdusznie. Z fabryką, z taśmą produkcyjną beznamiętnie klepiącą produkt przez znużonych monotonią pracowników. A CITY TRAIL to przede wszystkim pasja. Obustronna. Zarówno ludzi, którzy w największym obecnie przełajowym cyklu w Polsce startują, jak i twórców. Bieg dla biegaczy tworzony przez biegaczy.

Tak wyglądały nasze największe biegi - ponad 1200 osób na starcie w Poznaniu!

Przez 10 lat linię mety biegów CITY TRAIL przekraczano blisko ćwierć miliona razy! Od początku istnienia cyklu do minionego weekendu kiedy najwytrwalsi biegacze zamykali strefę mety w Katowicach i Łodzi do naszych baz danych spłynęło 248 411 wyników. Na liczbę tą złożyło się ponad 60 tysięcy indywidualnych biegaczy. Rekord frekwencji pojedynczego biegu głównego wyniósł 1237 zawodników, a w rywalizacji dzieci i młodzieży metę minęło 414 młodych biegaczy. Czy 10 lat temu takie liczby mieściły się w głowach dwóch 22-letnich studentów, którzy postanowili zorganizować bieg? Podejrzewam, że nie, ale i ja i każdy z zawodników startujących obecnie w CITY TRAIL może ich podczas najbliższych weekendów zapytać.

200 zł na początek

Piotr Książkiewicz i Piotr Bętkowski. Studentami już co prawda nie są, nietrudno policzyć, że dziś mają po 32 lata, ale wciąż z niesłabnącą pasją kontynuują to, na co porwali się 9 stycznia 2010 roku. Sam pomysł zrodził się 2 miesiące wcześniej. Plan był prosty – zrobić bieg. Dlaczego 5km? Raz, że dystans przystępny dla każdego, dwa - „piątek” na biegowej mapie Polski brakowało. Poza tym w kalendarzu imprez zima była luką, której załatanie z perspektywy organizacyjnych wyzwań nie było łatwe. Jak wiadomo, rzeczy wielkie nigdy nie powstają łatwo i przyjemnie. Na pewno powstają lżej, jeżeli za pomysłem stoi budżet. A ten studenci mieli bardzo ograniczony, chociaż właściwszym określeniem będzie powiedzieć – śladowy. Z portfelowych czeluści Piotrowie wydobyli po 100 złotych… Jestem niepoprawnym optymistą, ale nawet zakładając różowe okulary nie podjąłbym się organizacji imprezy biegowej wiedząc, że dysponuję wraz z moim wspólnikiem kwotą 200 złotych.

Piotr Bętkowski (Benek) i Piotr Książkiewicz (Szmajchel) - Bieg o Puchar Bielan - 17 stycznia 2010

Poza tym Piotrowie doświadczenia organizacyjnego nie mieli. Byli biegaczami samoukami. Bętkowskiego jako zawodnika kształtowało środowisko legend toruńskiego, ulicznego biegania. Książkiewicz właściwie sam po omacku eksperymentował z lekką atletyką w małej, wągrowieckiej społeczności. Zarówno jeden, jak i drugi uczyli się biegania od bardziej doświadczonych zawodników i testowali na sobie rozwiązania własne, co jak wiadomo bywa bolesne w skutkach. Tą samą terminologię można przenieść na płaszczyznę organizacyjną. Ktoś kto nigdy czynnie nie włączał się w budowę jakiegoś przedsięwzięcia będąc nawet jego późniejszym uczestnikiem, nie do końca zdaje sobie sprawę z mnogości czynników składających się na jego ostateczny kształt. Wiem to z autopsji. Będąc bardzo doświadczonym zawodnikiem z kilkunastoletnim stażem znałem imprezy biegowe z wizyt w biurze zawodów, na linii startowej i w strefie mety. I wydawało mi się, że o biegach wiem wszystko. Nie wiedziałem nic, a przekonałem się dopiero stając po tej drugiej stronie.

Książkiewicz z Bętkowskim wiedzieli może trochę więcej, ale na pewno w 2010 roku ekspertami w dziedzinie organizacji nie byli. Zdawać by się mogło i im się tak zdawało, że skala przedsięwzięcia była na tyle mała, że podołają. Spodziewali się przyjęcia 40 może 50, na pewno nie więcej niż kilkudziesięciu zawodników. Kompletowanie infrastruktury biegowej zaczęli od kupna… drukarki. Bo w końcu najistotniejszym elementem wyposażenia każdego biegacza jest od co najmniej 100 lat numer startowy. Jak postanowili - tak zrobili. Kupili drukarkę atramentową. I wyczerpali cały dwustuzłotowy budżet. Poza tym doszli do wniosku, że drukowanie numerów startowych tańsze jest w punkcie ksero. Drukarki nigdy nie użyli. Wykorzystali  finansowe rezerwy żywieniowe funkcjonując do końca miesiąca na odżywczym, bogatym w witaminy i mikroelementy pasztecie firmowym. Ale numery fizycznie już były. To, że kierowca trzyma w ręku tablice rejestracyjne jeszcze o niczym nie świadczy. Potrzebny jest serwis, garaż, paliwo i mnóstwo innych elementów, aby jazda była przyjemna i bezawaryjna. Na szczęście kilkuletnie funkcjonowanie w środowisku biegowym pozwoliło chłopakom nawiązać przyjaźnie. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i sądzę, że oni wówczas poznali, bo wydane na drukarkę 200 złotych bogactwem nie było. Na pewno jednym z mądrzejszych posunięć było uruchomienie elektronicznych zapisów. Gdyby poszli tradycyjną  wówczas drogą zgłoszeń w biurze zawodów mogliby w wieku 22 lat zauważyć pierwsze siwe włosy na skroniach.

To do wydrukowania tych numerów startowych zakupiona była legendarna drukarka...

A podobno od przybytku głowa nie boli…

Przewidywana liczba 50 zgłoszeń zaledwie po pierwszym dniu rejestracji urosła dwukrotnie. Po drugim na liście widniało już 200 nazwisk, a dnia trzeciego do listy startowej dołączyła trzecia setka. Zrodziło to kilka nowych potrzeb. Jedną z najważniejszych okazało się zmierzenie czasu uczestnikom. Możliwości stopera są ograniczone, tak jak wykorzystanie oka jako fotokomórki. I stoper, i oko są w stanie stosunkowo precyzyjnie zarejestrować 50 odczytów. Z liczbą sześciokrotnie wyższą sprawa jest już znacznie bardziej skomplikowana. Dyrektorowie biegu postanowili ściągnąć firmę zajmującą się pomiarem czasu. Automatycznie wygenerował się dodatkowy koszt przekraczający wejściowy budżet co najmniej 10-krotnie. Znaleźli jednak chłopcy dobrą duszę, która postanowiła zmierzyć 300 wyników za jedyne 400zł. Dobra dusza sama skonstruowała system pomiarowy, który miał zdjąć z oczu i stopera funkcje elektronicznych chipów. Jedną z jasnych stron spodziewanej frekwencji był na pewno czynnik, którego wcześniej organizatorzy nie brali pod uwagę. Mianowicie symboliczna pięciozłotowa opłata startowa. Pomnożona przez 50 nadal pozostawała symboliczną, ale już przez 300 dawała pewne perspektywy. Chociażby sfinansowania wspomnianego prekursorskiego systemu pomiaru czasu.

Bolączki organizatorów poza budżetem i pozyskaniem wyposażenia sektorów biegowej infrastruktury wiążą się przede wszystkim z czynnikiem ludzkim. Za każdym działaniem stoi człowiek. Motor napędowy w postaci dwóch studentów nie byłby w stanie pociągnąć całej machiny. Z pomocą przyszli przyjaciele i znajomi. Jak silne były te pierwsze więzi między pomysłodawcami, a pozyskanym wsparciem niech świadczy fakt, że niemal wszyscy z początkowego sztabu organizacyjnego pracują przy CITY TRAIL do dzisiaj. Dzieląc wówczas prace pomiędzy zabezpieczenie trasy, biuro zawodów, obsługę strefy mety byli teoretycznie gotowi na przyjęcie tych trzech setek biegaczy.

Ekipa organizacyjna pierwszego biegu I Grand Prix Poznania - 9 stycznia 2010

Każdemu organizatorowi wraz z frekwencją rośnie serce. Im owszem wzrosło, ale tętno. Podejrzewam, że funkcjonując w dniach między ustaleniem liczby zawodników, a samym biegiem nawet siedząc realizowali drugi zakres intensywności. Zakres wszedł w fazę trzeciego, kiedy rankiem w dniu biegu zobaczyli za oknem tony śniegu. Jeszcze wieczorem go nie było. Poznańskie jezioro Rusałka, które nieprzerwanie od 10 lat jest biegową bazą CITY TRAIL pokryło się wraz z okalającymi je ścieżkami białym puchem. Jednym z żelaznych zapisów w regulaminach imprez biegowych są słowa „bieg odbędzie się bez względu na warunki atmosferyczne”. I bieg się odbył. I to jak! Linię mety pierwszego biegu Grand Prix Poznania w Biegach Przełajowych minęło 310 zawodników! Historycznym zwycięzcą został 22-letni Rafał Rajczak, będący wówczas czołowym średniodystansowcem w kategorii młodzieżowców. Inaugurację poznańskiego cyklu uświetnił olimpijczyk z Aten i wciąż aktualny rekordzista Polski w biegu na 2000m, Michał Bartoszak.

Jak się okazało warunki pogodowe, w które oprócz śniegu wpisał się również mróz nie miały wpływu na spodziewaną frekwencję. Miały jednak wpływ na system pomiarowy, który zamarzł. Nie ma jednak problemów nie do rozwiązania. Wyniki udało się odzyskać i opracować. Każdy kto ma ochotę je dziś przestudiować może to zrobić wchodząc na portal jednego z naszych patronów medialnych MaratonyPolskie.PL. Portal, który za sprawą redaktora Michała Walczewskiego wspierał CITY TRAIL od początku funkcjonowania. Zapewne Ci, którzy startowali w biegach Grand Prix Poznania pamiętają jeszcze jedyny namiot stanowiący centrum miasteczka biegowego. Piękny, dmuchany, czerwony z logo wspomnianego portalu.

MaratonyPolskie.PL są z nami od zawsze!

Formuła poznańskiego cyklu w pierwszym roku funkcjonowania obejmowała 6 biegów. W pięciu z nich frekwencja każdorazowo przekraczała 300 osób, a najwyższa wyniosła 372. W kolejnych dwóch sezonach grand prix urosło do 8 biegów. W pierwszym biegu trzeciej odsłony cyklu wystartowało już 632 zawodników!

Pod prąd

Obserwowałem rozwój CITY TRAIL od początku. Mogę tylko żałować, że przez pierwsze 5 lat tylko obserwowałem. Z Piotrów osobiście znałem Bętkowskiego. Obaj byliśmy redaktorami w portalu MaratonyPolskie.PL, pracowaliśmy również przy projektach biegowych jednej z firm odzieżowych i spotykaliśmy się na biegach jako zawodnicy. Znaliśmy się zatem wystarczająco, aby bez skrępowania rozmawiać o wszystkim. Z Książkiewiczem widziałem się z dwa razy w życiu, a nasza rozmowa w tych około dwóch spotkaniach zawierała po jednym słowie z jego i mojej strony. Tak jak oni mieli po jednej stówie, tak my z Książkiewiczem mieliśmy po jednym „cześć”. Bardziej znałem go z treści bloga, którego z dużą wrażliwością regularnie prowadził. Taki właśnie obraz miałem. Ludzi, z którymi od 5 lat spędzam prawie 3 miesiące w roku. W każdym razie nie budzili we mnie wątpliwości. Te natomiast miałem w odniesieniu do projektu, z którym ruszali. Byłem bardzo sceptyczny. „Boom” na bieganie owszem był, ale w sektorze biegów ulicznych. Poza tym trend zmierzał raczej w kierunku dłuższego biegania. Każdy, nawet początkujący chciał mieć już na koncie chociaż półmaraton. A oni wymyślili 5km. Uważałem, że poszli w archaicznym kierunku. Przecież całe to bieganie, a nawet i lekka atletyka jako dyscyplina zaczęła się właśnie od biegów przełajowych. Jeszcze w XIX wieku! Przełaj stał się niemodny, ale też za trudny. Crossy zaczęły odchodzić w zapomnienie, co bolało wielu związanych z królową sportu, bo to był niegdyś żelazny element budowania formy średnio i długodystansowców. Wydawało się jednak, że w odbiorze rosnącej w gigantycznym tempie polskiej społeczności biegowej o przeróżnym przekroju poziomu sportowego, projekt nie chwyci. Mnie się wydawało. Na szczęście nie Piotrom. Gdyby tacy sceptycy jak ja ówcześnie wzięli się za organizację imprezy biegowej, nikt nie wpadłby na to, że w ciągu 10 lat linię mety biegu przełajowego można mijać blisko ćwierć miliona razy.

Szeryf i... drugi szeryf 

Byli jednak sceptykami w kontekście wyprowadzenia cyklu poza granice Poznania. Przy okazji różnych wydarzeń sportowych dość blisko współpracowali wówczas z mistrzem Europy na 400m ppł. z Budapesztu ‘98, Pawłem Januszewskim. Paweł był pod wrażeniem tego, co udało im się zrobić na poznańską Rusałką i włączył się w organizację na płaszczyźnie pozyskiwania sponsorów. Jeżeli udało się w stolicy Wielkopolski, to dlaczego miałoby się nie udać w innych miastach? Rozszerzenie grand prix wiązało się naturalnie z kolejnymi wyzwaniami, przede wszystkim natury logistycznej. Po szczegółowej analizie wszystkich za i przeciw Piotrowie postanowili spróbować. Wybór padł na Bydgoszcz, Olsztyn, Trójmiasto i Wrocław plus posiadający wysoką renomę po 3 sezonach Poznań. Cykl nie mógł nosić już nazwy Grand Prix Poznania rzecz jasna. Można było oczywiście zrobić Grand Prix Bydgoszczy, Olsztyna etc., ale w kontekście jednego spójnego przedsięwzięcia otrzymało ono nazwę „zBiegiemNatury”.

Biegowa „ekspansja”

Grand Prix zBiegiemNatury przyjęło formułę 5 biegów. Pierwszy sezon funkcjonowania „multicyklu” Piotr Książkiewicz wspomina jako „niewypał”. O ile Poznań utrzymywał bardzo stabilny poziom i frekwencję rzędu 520 osób na jeden bieg, o tyle inne miasta bardzo odstawały. Bydgoszcz – 120, Olsztyn – 170, Trójmiasto – 130, Wrocław – 160. Tyle w biegu głównym. Ale o ból głowy przyprawiała liczba startujących dzieci i młodzieży. W Bydgoszczy średnia w sezonie wyniosła 6. Słownie sześć osób we wszystkich kategoriach wiekowych. Absolutną zerówkę zaliczyła najstarsza grupa D4. Przykład cyklu CITY TRAIL Junior przytaczam wielokrotnie podczas różnych prelekcji jako argument przeciwko obiegowej opinii, że młodzież jest leniwa, a dzieci pogrążone w świecie elektroniki. Jeżeli dzieciom i młodzieży nie stwarza się alternatywy, nie pokazuje innych możliwości to rzeczywiście ugrzęzną w świecie Minecrafta, zbudują światopogląd na wątpliwych autorytetach youtuberów i nigdy nie odkryją drzemiących w nich talentów. Organizatorzy CITY TRAIL taką alternatywę stworzyli. Po 6 latach z tych 6 adeptów biegania zrobiło się 414… Swoją drogą ciekaw jestem, jak Piotr Bętkowski prowadził w sezonie 2012/2013 zbiórkę organizacyjną krzycząc przez megafon do dwóch zawodników z kategorii D3 „czy jesteście gotowi do startu!?”.

Dzieciaki zBiegiemNatury!

Mimo iż „pięciopak” zBiegiemNatury nie przyniósł nadzwyczajnych efektów, decyzja o kształcie kolejnego sezonu była jeszcze śmielsza. 10 miast! Do tych, które już były dołączyły: Gorzów Wielkopolski, Katowice, Lublin, Szczecin i Warszawa. Poza tym doszła 11 trasa - rywalizację trójmiejską podzielono na dwie lokalizacje – 3 biegi w Gdańsku, 3 w Gdyni. Sezon został przedłużony o kolejny bieg w każdym z miast. I ta formuła obowiązuje do dzisiaj.

Kto pamięta to logo?

W listopadzie 2013 roku wraz z Piotrem Bętkowskim przebywałem na konferencji Polskiego Stowarzyszenia Biegów. Kilka razy w ciągu weekendu odbierał telefony od Piotra Książkiewicza. W głosie była euforia i niedowierzanie. Opowiadał o skokach frekwencji na zBiegiemNatury. Liczba zawodników szła w górę o kilkadziesiąt procent. Nie do końca rozumiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Nie rozumiałem na przykład dlaczego od października do kwietnia nie mogę w żadną sobotę i niedzielę zastać Bętkowskiego w jego miejscu zamieszkania, czyli w Warszawie. Nasza rozmowa telefoniczna dobre kilka razy brzmiała podobnie:

- Jesteś może w Warszawie?
- A jak myślisz?
- Nie?
- No nieee!

Piękne, bo naturalne

W tym moim niezrozumieniu nie byłem w stanie objąć swoją wyobraźnią skali przedsięwzięcia. Nie mieściło mi się w głowie, jak jedna ekipa jest w stanie zorganizować w pół roku 60 biegów w 10 miastach. W dodatku wielokrotnie w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych. W CITY TRAIL natura ma bardzo dużo do powiedzenia. To ona daje nam bazę, piękne areny rozgrywania zawodów i całe swoje piękno, które jest niepodważalnym atutem naszych biegów. Ale uczy również pokory. Wytrwałości w rekordowym mrozie na poziomie -21 stopni Celsjusza. Cierpliwości w kilkunastogodzinnej podróży podyktowanej skrajnymi warunkami na drogach. Gotowości na niespodzianki w postaci drzewa na trasie potraktowanego wcześniej wichurą.

7 stycznia 2017. Lublin i rekord zimna: -21 stopni Celsjusza

Talenty

Na pewno z biegiem czasu radzenie sobie z przeciwnościami zaczęła ułatwiać powiększająca się flota sprzętu wykorzystywana przy organizacji cyklu. W roku 2013 pozyskany został w końcu własny transport w postaci pakownego busa. Wcześniej ekipa korzystała z uprzejmości firmy pomiarowej STS Timing i ich nieco wysłużonego, pomarańczowego Volkswagena. Wielkim przełomem był również zakup własnego sprzętu do pomiaru czasu. Zrodziło to oczywiście potrzebę nauczenia się jego obsługi, którą to zdolność posiadł Piotr Książkiewicz. A dodać trzeba, że elektroniczny pomiar czasu sztuką jest niełatwą. Organizacja zwłaszcza w początkowym stadium ujawniła wiele ukrytych talentów. Na przykład komentowanie bieżących wydarzeń. Ktoś musiał zostać spikerem. Rolę tą przypisano Piotrowi Bętkowskiemu. Niby z przymusu, a jednak okazało się, że ma do tego talent. Dzisiaj na swoim spikerskim koncie ma takie imprezy jak: Dębno Maraton, Łódź Maraton, Run Toruń, Bieg Lwa i wiele innych. Nie wiem jakie oceny z geografii miał Andrzej Kowalczyk i jakby radził sobie w biegach na orientację, ale to właśnie on od początku organizacji grand prix zajmuje się znakowaniem trasy. Oprócz talentów organizacyjnych niektórzy musieli wyposażyć się w umiejętności wychowawcze. Od drugiego sezonu Grand Prix Poznania równie ważnym przedsięwzięciem są biegi dzieci i młodzieży, których na przestrzeni całego sezonu jest w tej chwili około 3 tysięcy! To oczywiście ogromna zasługa rodziców i opiekunów, którzy są z nami od początku. Są i tacy, którzy startowali w Grand Prix  Poznania, później w zBiegiemNatury, a od 6 sezonów w CITY TRAIL.

Andrzej Kowalczyk i jego zabawki

Zmiany, zmiany, zmiany

Rok 2014 był kolejnym przełomowym. Cykl zmienił nazwę na CITY TRAIL. W topografii zmieniła się jedna z lokalizacji. Zaniechano organizacji biegów w Gorzowie, a dołączona została Łódź. Gigantyczne okazało się jednak podsumowanie sezonu. Liczba osobostartów w stosunku do poprzedniego sezonu skoczyła z 19,3 na 32,4 tysiąca!

Dzięki współpracy z Nationale-Nederlanden możemy się rozwijać i realizować wiele pomysłów

W roku 2015 cykl CITY TRAIL zyskał sponsora tytularnego w postaci marki Nationale-Nederlanden. Zanim to jednak nastąpiło, biegacze otrzymali dwie nowe propozycje – bieg TriCity Trail i CITY TRAIL onTour. TriCity Trail, czyli bieg ultra w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym na dystansie ponad 80-kilometrowym. CITY TRAIL onTour – prolog przed kolejnym sezonem Grand Prix będący odzwierciedleniem jednego z biegów jesienno-zimowego cyklu w letniej scenerii.

Przyjaźń

Zespół organizacyjny CITY TRAIL zyskał mnóstwo zajęć w skali całego roku. I właśnie ten zespół jest główną siłą napędową organizowanych imprez. W czym tkwi fenomen grupy ludzi, która spędza ze sobą blisko 3 miesiące rocznie? W przyjaźni. Jesteśmy organizatorami, ale przede wszystkim grupą przyjaciół. Bardzo różnych charakterologicznie. Bardzo rozbieżnych wiekowo, bo obecnie najstarszego i najmłodszego członka ekipy dzieli 20 lat. Testowanie wzajemnej cierpliwości w ciągu tych kilkudziesięciu dni rocznie obejmuje przeróżne próby. Od najbardziej prozaicznych, które znamy z codziennego życia domowego, przez zawodowe, po głęboko prywatne. Dzięki temu, że potrafimy ze sobą rozmawiać nie ma między nami konfliktów. Zrzucamy balast własnych problemów, rozładowujemy przeróżne sytuacje śmiechem, który jest istotnym elementem przetrwania. Każdy z nas musi być wyposażony w dystans do samego siebie. Bez tego nieraz spełniłbym swoją groźbę „bo pójdę na pociąg”. Do kanonów rozmów weszły na stałe zwroty z weekendów spędzanych wśród biegowej braci. Przyjaźnimy się również poza sferą zawodową. W okresach pomiędzy kolejnymi przedsięwzięciami jesteśmy w stałym kontakcie, odwiedzamy się albo organizujemy wspólne wyjazdy. Znamy swoje rodziny, imiona rodzeństwa, jeśli ktoś posiada to również dzieci. Bardzo ważnym wsparciem w organizacji naszego cyklu są nasi rodzice, którzy wielokrotnie goszczą nas u siebie nie szczędząc umiejętności kulinarnych i metrów kwadratowych na wypoczynek.

Przy świątecznym stole. Takich eleganckich rzadko nas widujecie ;)

Poza tym cechuje nas wiarygodność w tym co robimy, bo niemal każdy z nas ma jakąś biegową przeszłość. Część to czynni zawodnicy, część emerytowani, a są i tacy którzy zaczęli biegać po wstąpieniu w szeregi ekipy. Są wśród nas miłośnicy biegów górskich, ulicznych i lekkiej atletyki stadionowej. I każdy z nas w tym co organizujemy odnajduje coś dla siebie. Jest natura i zróżnicowane trasy, dla tych którzy kochają góry. Rywalizacja niemniej emocjonująca niż ta w biegach ulicznych. I wymierność tak bardzo wpisana w ściganie na stadionie.

Poziom sportowy

I to ściganie jest również ważnym elementem od samego początku organizacji naszego cyklu. Kilka dni temu jeden z zawodników regularnie startujących w CITY TRAIL, Filip Babik opublikował zestawienie wyników, które padły na 5-kilometrowych, atestowanych, ulicznych trasach biegowych w Polsce. Doliczył się 178 rezultatów lepszych niż 16 minut autorstwa mężczyzn przeróżnych nacji z reprezentantami Kenii włącznie.  W ubiegłym sezonie na trasach CITY TRAIL rezultatów takiej wartości padło 107. Wynik, z którego możemy być dumni biorąc pod uwagę fakt, że rozwinięcie wysokich prędkości na crossowych trasach jest znacznie trudniejsze. W bieżącym sezonie po 5 latach poprawiony został rekord wszech czasów CITY TRAIL. Błażej Brzeziński uzyskał najlepszy wynik w 10-letniej historii cyklu mijając bydgoską metę w 14:39. Najlepszy czas żeński należący do żony Błażeja, Oli Brzezińskiej to 16:18. Zaledwie w pierwszej kolejce bieżącego sezonu na trasach dziesięciu biegów startowało 30 medalistów mistrzostw Polski w biegach długich i średnich. W ostatnich trzech latach była ich ponad setka. Są wśród nich reprezentanci kraju, rekordziści Polski, a w Szczecinie wyśmienicie poczyna sobie brązowy medalista halowych mistrzostw Europy na 1500m z Paryża 2011, Bartosz Nowicki. W Poznaniu regularnie startuje i wielokrotnie wygrywa Łukasz Nowak, szósty zawodnik igrzysk olimpijskich w Londynie w chodzie na 50km. Biegi CITY TRAIL zaszczycają również gwiazdy polskiej lekkiej atletyki sprzed lat: Piotr Długosielski, Bogusław Mamiński czy Dariusz Kuć. Kiedyś odbierali medale najważniejszych imprez międzynarodowych.

Błażej Brzeziński biegnie po rekord wszechczasów naszego cyklu 

Medale CITY TRAIL odbierze zapewne na przełomie marca i kwietnia około 5 tysięcy zawodników dorosłych i półtora tysięcy młodych biegaczy. I to kolejna, niezwykła strona… medalu CITY TRAIL. Ceremonie kończące każdy sezon. Niestandardowe. Możemy zobaczyć naszych biegaczy w zupełnie innych okolicznościach, odświętnych ubiorach, ale niezmiennie uśmiechniętych. My czujemy się trochę jak na gali oscarowej, ale jesteśmy tylko prowadzącymi, którzy nagradzają kilka tysięcy aktorów. To biegacze tworzą widowisko i dzięki biegaczom już za 3 miesiące będziemy po raz kolejny wręczali „Biegowe Oscary”. I będzie to już w drugiej dekadzie CITY TRAIL... Do zobaczenia!