Aktualności

Jak zarazić pasją całą rodzinę opowiada Piotr Bronakowski z Olsztyna

Jak zarazić pasją całą rodzinę opowiada Piotr Bronakowski z Olsztyna

W garażu jest tyle sprzętu sportowego, że w zależności od zachcianki można uprawiać kilkanaście dyscyplin sportowych. Sąsiedzi patrzą na nas jak na wariatów, że my ciągle biegamy, jeździmy rowerami, śmigamy na deskach, nartach, gramy w hokeja, jeździmy na motorach, quadach, rolkach, deskorolkach itd. - pisze Piotr Bronakowski, uczestnik Grand Prix Olsztyn zBiegiemNatury, który podzielił się z nami swoją biegową historią.

Sport w moim życiu był zawsze. Zaczynałem od pływania. Uczęszczałem do klasy sportowej. Po zakończeniu przygody z pływaniem grałem w piłkę nożną przeplataną z bieganiem w klubie sportowym GWARDIA Olsztyn. W okresie zimowym amatorsko grywałem i grywam do tej pory w hokeja. I tak sport był w moim życiu cały czas. Po zakończeniu szkoły średniej zaczęły się studia zaoczne i praca, więc sport był, ale przeważnie w weekendy. 

W roku 2005 zmieniłem status ze szczęśliwego kawalera  na szczęśliwego męża, a po niecałym roku szczęśliwego ojca :)  Po kolejnych prawie dwóch latach urodził się drugi syn i zaczęły się spacery, a sport był, ale trochę zaniedbany. No chyba, że do sportu zaliczymy jazdę na czas wózkiem z jednym dzieckiem lub jazda dwoma wózkami jeden do przodu drugi do tyłu - tak też można ;) Chociaż niekiedy udawało mi się wyjść na rower, ale żeby nie było, że sam to miałem wózek (tzw. riksza) przyczepiony do roweru i chłopaki razem ze mną śmigali. Przyjemne z pożytecznym.

W 2011 za namową mojego przyjaciela dałem namówić się na Bieg Niepodległości w Warszawie. Strach mnie ogarnął czy dam radę, ale co ja nie dam rady :) Drobne przygotowania czyli 7 x po max. 5 km i mówię co będzie, to będzie. Plan był taki żeby nie przekroczyć godziny. I udało się, czas 53:22 bardzo spokojnie poszło, ale bez doświadczenia trochę się bałem ruszyć szybciej, no i czas jaki był -widać. Udział w Biegu Niepodległości zmotywował mnie do działania i rozpoczęcia regularnych treningów. Był też konkretny plan – start w Półmaratonie Warszawskim w marcu. List do Mikołaja został napisany i przyszedł „Garmin 305” super motywator dla początkujących biegaczy i nie tylko biegaczy.

No to się zaczęło. Od 10 stycznia regularne treningi (3 razy w tygodniu) z planu znalezionego w internecie. Do tego hokej 2 x w tygodniu i raz w tygodniu squash. Żona mówiła tylko że wariaci, 
że się zatyramy ale z dnia na dzień treningi z wielkiej walki zmieniały się w przyjemne spędzanie czasu. 25.03.2012r. nastał sądny dzień czyli Półmaraton Warszawski :) Plan był bardzo spokojny i zakładał, że mam nie przekroczyć 2 godzin. Zakończyło się wynikiem 1:43:44, więc wracałem do domu zadowolony. Potem kolejne biegi na 5 km, 10 km i półmaratony.

W 2012 roku zaczął się cykl Grand Prix zBiegiemNatury, na który oczywiście się zapisałem, bo jakby inaczej - rodzinne miasto i nie wystartować. Żona nie dała się niestety namówić, bo po co biegać, jest jej dobrze i tyle na ten temat :) Ale moja armia (dzięki mnie i mojemu przyjacielowi Grześkowi) zwiększyła się o dwóch wspaniałych zawodników, którymi są Adaś i Filipek. Chłopcy od zawsze jakiś sport uprawiali, a najbardziej ulubiona dyscyplina to jazda na rowerze, bez którego nigdzie się nie ruszaliśmy. Można było nie zabrać bagaży, ale bagażnik był zawsze zapakowany rowerami, kaskami, rękawiczkami.

Pierwsze zawody chłopców były dla nich jak i dla nas rodziców, dziadków, cioć, wujków, znajomych bardzo stresujące. Niektórzy mówili po co tak dzieci męczyć, po co rano zrywać ich z łóżka niech chociaż w weekend odpoczną. Ale jak to ja „troszkę pyskaty” miałem odpowiedź, że lepiej niech wyjdą na świeże powietrze niż siedzą w domu przed telewizorem, jak większość dzieci w tych czasach. I temat zazwyczaj się kończył. Adaś jako starszy zawsze trafiał do kategorii ze starszymi dziećmi, więc trochę się zniechęcał, że nie wygrywa. Więc tata musiał dyplomatycznie wyjaśniać, że to nie chodzi o to, żeby wygrywać tylko o to, żeby się ruszać i startować w różnego rodzaju zawodach. I podawałem swój przykład, że ja nigdy nie wygrywam, a cały czas startuję i jestem z tego zadowolony, że mogę spędzić mile czas w gronie „superanckich” ludzi, którzy mają tę samą pasję co ja. Na razie to pomaga i Adaś dalej startuje :) W I cyklu zBiegiemNatury zajął 4 miejsce . Natomiast Filip przez wszystkich nazywany „Fifi” to nasz ewenement. Wariat w dobrym tego słowa znaczeniu. Pcha się wszędzie jak oczywiście ma ochotę bo jak ma tzw. focha to nikt go do niczego nie namówi i koniec. Starty w I cyklu zBiegiemNatury w swojej kategorii wiekowej zakończył na najwyższym stopniu podium. Po dekoracji wszędzie nosił swój puchar i medal propagując bieganie jako coś miłego i fajnego. No i tak w naszej rodzinie na koniec 2012r. było już 3 sportowców. Została jedna oporna, ale przyjdzie i na nią czas :)  

Zaczyna się kolejny rok. Oczywiście marcowy wypad na półmaraton w Warszawie, bo coś musi zmotywować do ruszenia się z domu. W Olsztynie cały czas trwa cykl Grand Prix zBiegiemNatury, więc startujemy.

Kolejna namowa przyjaciela (dodam, że to wszystko sprawka Grześka, tu można by było też napisać historię o nim, ale to odrębna bajka) do wystartowania w TRIATHLONIE. W maju miał być organizowany I triathlon w Olsztynie na dystansie olimpijskim. A mi to tylko rzucić hasło i lecę (większość znajomych tylko kręci głową i mówi, że chyba sport to wymówka, żeby uciec z domu od obowiązków). Dzięki dzieciom nauczyłem się uprawiać sport albo bardzo rano, kiedy chłopaki jeszcze śpią, albo bardzo późnym wieczorem, kiedy chłopaki już śpią. No i tak zaczęły się treningi z dodatkowych dyscyplin czyli pływanie i rower. Plan na rok 2013 był taki, żeby startować w biegach na 5 km, 10 km i półmaratonach, a dodatkowo 2 starty w triathlonie w Olsztynie i w Wińcu, które uważam że zostały zakończone z moim własnym sukcesem. Oczywiście, jak można nie wystartować w Olsztynie! Jak już wcześniej opisywałem, że we wszystkich biegach i nie tylko biegach w Olsztynie staram się startować. Zawsze na startach w rodzinnym mieście cała rodzina tłumnie zbierała się na trasach biegów i mocno mnie dopingowała. Chłopaki z transparentami, gwizdkami i niezdartymi głosami krzyczeli „TATO TATO CIŚNIESZ”,  a ja tak samo odwdzięczam się kibicowaniem dla MOICH KOCHANYCH ZAWODNIKÓW w czasie ich startów.

Należy nadmienić, że Grzegorz zawsze mnie motywował do treningów. Niekiedy wywlekał mnie telefonicznie z łóżka, by wyskoczyć w sobotę lub w niedzielę na jakiś trening (np. 80 km na rowerach). Niestety od września 2013r. zmienił swoje miejsce zamieszkania na dalekie USA. W dalszym ciągu wiem jednak, że spogląda na zestawienia w Garmin connect i sprawdza wyniki biegów, które ukończyłem i zawsze po nich mogę liczyć na pochwałę, jak pójdzie mi dobrze. Mogę powiedzieć, że Grzegorz u na jest traktowany jako rodzina i tak zawsze zostanie bez względu na odległość, jaka nas dzieli. 

A teraz trochę o naszym ostatnim zawodniku, chyba najbardziej upartym :) Pod koniec sierpnia 2013r. przyszła kolej i na moją żonę (Dorota), która nigdy do sportu nie lgnęła. Bardziej chyba żebym się odczepił, że sprzęt kupiony a leży w garażu, postanowiła zacząć. Pierwsze kroki stawiała na dystansie najbardziej nam znanym, czyli od domu do „Biedronki” i do domu (4,3 km). Latała i latała i w końcu zapisała się na drugi bieg w II edycji zBiegiemNatury oraz na Bieg Niepodległości w Warszawie. Żeby bardziej ją zmotywować na zmianę używaliśmy mojego Gramina. Po regularnych treningach miała plan, żeby na Niepodległości zejść poniżej godziny i udało się - 54:42! Miała też epizod w triathlonie w sztafecie. Z Kasią i Klaudią (Klaudia to siostra cioteczna chłopców, która tez zostanie zwerbowana do naszej rodzinnej drużyny) wystartowały w triathlonowej sztafecie organizowanej w olsztyńskim Kortowie. Wystartowały jako jedyna pełna sztafeta kobieca - za co gratulacje. A najwięksi kibice czyli Adaś i Fifi dopingowali bardzo głośno.

Chłopaki oczywiście zaczęli kolejny cykl Grand Prix zBiegiemNatury. Dzieci biegają raniutko potem babcie lub ciocie pilnują jak „starzy” biegają. Adaś robi jako nasz fotoreporter, a Fifi w najlepsze lata po drzewach, krzakach i wszędzie tam gdzie nie wolno ;) ale energię gdzieś trzeba spożytkować.

Chłopaki w sklepie biegowym też są stałymi bywalcami, bo nogi szybko rosną, a sprzęt musi być odpowiedni wiec chodzą i wybierają (nie wiem jak to jest że zawsze najnowsze modele im pasują :) A ojciec płać i płacz ;) Ale na sprzęcie się nie oszczędza i trzeba w młodzież inwestować.  

I tak minął kolejny rok treningów, startów i zaczął się kolejny intensywny rok czyli 2014, który zaczęliśmy bardzo sportowo od Biegu Npworocznego z AKM Olimp Olsztyn. Ja z żoną biegowo, a chłopcy rowerami. Zrobione 9 km i potem jeszcze basen.

Teraz nasze życie mija szybko i podporządkowane jest pod wszystkich członków rodziny. Trzeba pogodzić czas między pracą, szkołą, zajęciami pozalekcyjnymi no i treningami, których jest dużo.

Czasami nawet trenujemy razem. Jeżeli chłopcy mają dłużej zajęcia, to Dora wraca wcześniej do domu i od razu w teren, żebym ja mógł wyskoczyć jak ona wróci i my już zawitamy po szkole do domu. Nieraz jak się uda to razem wychodzimy na trening biegowy a chłopaki z nami na rowerach. Wtedy można do bólu, ile się chce km zrobić, bo chłopcy uwielbiają jazdę rowerem. W okresie zimowym trzeba znaleźć też czas na sanki, deski, „jabłuszka”, więc Dora w teren, ja z chłopakami lub na odwrót w zależności od dni treningowych. Ale tu jeszcze zostają do zrobienia treningi rowerowe i pływackie. Przyznaję - jest ostro. Przepraszam sąsiadów, jak zakłócam trochę ciszę nocną, ale cóż kiedyś trzeba rower zrobić :) I tak jak już załatwimy obowiązki rodzinne to wskakuję na rower, który jest traktowany jako mebel w pokoju (naszych gości już to nie dziwi) i kręcę 1-1,5 godz. Niekiedy jak jest jeszcze wcześnie i chłopaki chcą pograć na konsoli, to ja jadę rowerem chłopaki grają. Nieraz muszę jechać, grać na konsoli w trakcie i odpowiedzieć na 1000 pytań dookoła :)

Następny ewenement mojego treningu to basen. Idziemy przeważnie razem (bo wszyscy uwielbiamy wodę) i trzeba tak się zorganizować, żeby każdy był zadowolony. Bo jak z tatą iść i się nie powygłupiać, poskakać, pograć w piłkę wodną, wskoczyć na ślizgawkę … Sama przyjemność. I wtedy pierwszą część wizyty na basenie ja wykonuję trening, Dora spędza czas z chłopakami, potem zamiana, Dora albo z nami wygłupy albo relaks, a my szaleństwo.

Nasze całe życie w chwili obecnej kręci się w koło sportu w każdej jego odmianie. Chłopcy wiedzą, kiedy mamy jakieś starty, czekają na wyjazdy na zawody jako zawodnicy i jako kibice. Wszyscy wiedzą jak się odżywiać przed startem, żeby nie było „zoonka” w trakcie zawodów. Ubrań sportowych w domu jest w opór i można, by było otwierać sklep sportowy. W garażu jest tyle sprzętu sportowego, że w zależności od zachcianki można uprawiać kilkanaście dyscyplin sportowych. Sąsiedzi patrzą na nas jak na wariatów, że my ciągle biegamy, jeździmy rowerami, śmigamy na deskach, nartach, gramy w hokeja, jeździmy na motorach, quadach, rolkach, deskorolkach itd.

Mam nadzieję, że zapał do sportu w mojej rodzinie nie zgaśnie i że chłopcy w tak młodym wieku (Adaś 8 lat, Fifi 6 lat) będą dalej go uprawiać w większym lub mniejszym stopniu. Jestem pewien, że wyrosną na zdrowych, wysportowanych i wesołych chłopaków.   

A za największy swój sukces uważam to, że sam namówiłem do uprawiania sportu wiele osób, które w tej chwili nie mogą bez sportu żyć.