Aktualności

Tydzień w Alpach – start w prestiżowej imprezie ultra i setki przebiegniętych kilometrów

Tydzień w Alpach – start w prestiżowej imprezie ultra i setki przebiegniętych kilometrów

Niemal połowa naszej ekipy spędziła ostatni tydzień w Alpach, w pobliżu francuskiego Chamonix. Kamil Leśniak i Wojtek Dybiżbański startowali w jednym z najbardziej prestiżowych biegów ultra na świecie – Ultra-Trail du Mont-Blanc. Piotrek Książkiewicz zmierzył się z biegiem towarzyszącym UTMB – Orsières-Champex-Chamonix (OCC). Justyna Grzywaczewska i Andrzej Kowalczyk zdobyli trzytysięcznik. Nie zapominamy o Oli Gibaszek, która spędziła w Alpach dwa miesiące z Kamilem podczas jego przygotowań do UTMB i pomagała Mu na trasie w dniu startu.

O Kamilu Leśniaku i Jego przygotowaniach do UTMB nie sposób było nie usłyszeć. Najmłodszy z naszej ekipy Kamil postanowił, że jako pierwszy Polak w historii „złamie” podczas UTMB (168 km) 24 godziny. Już w styczniu postanowił, że wakacje spędzi w pobliżu Mont Blanc, by tam przygotowywać się do startu. Jak postanowił, tak zrobił. - Myślałem, że to będzie niezły piknik - bieganie, obijanie się i czytanie książek. Tak nie było. To prawdziwa lekcja życia - prowadzenie mini domku w nietypowych warunkach – mówił Kamil na kilka dni przed startem.

Kamil Leśniak został najlepszym Polakiem w historii UTMB, fot. Piotr Dymus

Okazało się, że na tak świetny wynik Kamil musi jeszcze poczekać. Mimo znajomości trasy, przygotowania taktycznego i fizycznego, niestety nie udało się osiągnąć celu. Kamil dotarł na metę po 28 godzinach i 25 sekundach. Na trasie wiele godzin walczył z kryzysami, bólem przeciążonego stawu skokowego i zmasakrowanymi stopami. Zajął 65. miejsce i był najlepszy w swojej (najmłodszej) kategorii wiekowej. Czas Kamila - choć zdecydowanie gorszy niż zakładał - jest najlepszym w historii startów Polaków. - Uznaję, że w moim pojedynku z UTMB jest remis. Ukończyłem, bo nie mogłem zawieść wszystkich którzy na mnie liczyli, choć widząc teraz moją spuchniętą stopę i kostkę wiem, że zejście z trasy byłoby bardziej rozsądne – podsumowuje krótko Kamil.

Wojtek Dybiżbański, dla którego start w UTMB był spełnieniem marzeń, a zarazem ogromnym wyzwaniem, wbiegł na metę po 38 godzinach 51 minutach i 23 sekundach. Celem Wojtka było głównie ukończenie biegu, więc wynik nie był najważniejszy. – Myślałem, że 34-35 godzin jest w moim zasięgu. Jakże się myliłem! Najgorszy był brak punktu odniesienia, brak jakichkolwiek międzyczasów. Mimo to parłem do przodu. Podejścia pokonywalem bardzo spokojnie, zbiegi również. Na płaskich odcinkach też nie szalałem. Dopiero za Courmayeur wpadłem w trans i zbiegi pokonywalem żywiej. Od 122 km na punktach kontrolnych musiałem drzemać, zmęczenie wzięło górę. Zrealizowałem swoje marzenie, ale jeszcze tam wrócę, żeby "urwać" kilka godzin z wyniku - zapowiada Wojtek.

Wojtek Dybiżbański na chwilę przed startem

Piotrek Książkiewicz wystartował w OCC – to nowy bieg towarzyszący UTMB na dystansie 53 km. Wynik Piotrka to 7 godzin 2 minuty i 43 sekundy. – Bardzo lubię biegać w górach, ale niestety za każdym razem brakuje mi sił na końcówce. Muszę jeszcze sporo popracować, głównie nad siłą, by myśleć o jakichkolwiek sukcesach. Jak na razie po każdym starcie czuję niedosyt – mówi Piotrek. Mimo, że Piotrek wyraźnie nie jest zadowolony z wyniku, 31. miejsce na 1199 zawodników w zagranicznym debiucie ultra to raczej powód do zadowolenia niż wstydu :)

Piotrek Książkiewicz na ostatnich metrach OCC

Przed wyjazdem do Chamonix sporo czytaliśmy i wypytywaliśmy o UTMB. Słyszeliśmy wiele pozytywnych ocen o organizacji imprezy. Większość z nich nie była ani trochę przesadzona. Logistycznie mistrzostwo! Świetne oznaczenie trasy. Oprawa zawodów i atmosfera naprawdę dodające energii! Do tego wspaniali kibice, dopingujący każdego przebiegającego obok zawodnika. Obsługa biegaczy na wysokim poziomie, choć minus to trudności z porozumieniem się z obsługą w języku angielskim. Punkty odżywcze – i tu zaskoczenie - bardziej ubogie niż te, do których przyzwyczailiśmy się w Polsce. Wybór produktów spory - poza czekoladą, ciastem, bananami i pomarańczami można było pożywić się m.in. serem żółtym, salami, chlebem, krakersami czy ogrzać rosołem, ale stoły nie uginały się od ilości jedzenia.

Wracając do naszej ekipy, Justyna Grzywaczewska i Andrzej Kowalczyk poza tym, że wspierali startujących w zawodach Kamila, Wojtka i Piotrka, spędzili wiele godzin na szlakach, wdrapując się na biegowo m.in. na trzytysięcznik Refuge de Tete Rousse. – Nie spodziewałam się, że wejście na ponad 3000 metrów przyjdzie mi z taką łatwością – mówi Justyna. – Podczas wchodzenia na szczyt zaskoczyło mnie zróżnicowanie terenu. Do wysokości 1650 metrów było sporo biegowych fragmentów, głównie w lesie. Potem bardzo strome podejście i dalej 1000 metrów w górę po kamieniach. Muszę przyznać, że na 3187 metrów, w zimowej aurze, bo na górze było sporo śniegu, czekolada smakuje o wiele bardziej niż na nizinach ;)

Justyna Grzywaczewska na szczycie Refuge de Tete Rousse

Czy w przyszłym roku pod koniec sierpnia wrócimy do Chamonix? Kto z naszej ekipy zdecyduje się wystartować w jednym z biegów w okolicy Mont Blanc? To się okaże. Na pewno polecamy spędzenie tygodnia pod namiotami, na kempingu z widokiem na Mont Blanc… Jakby ktoś był zainteresowany fajnym miejscem na nocleg - polecamy Les Bossons ;)